Barwne tkactwo na Podlasiu
27/11/2024Kochanie
15/12/2024Jest wieczór
Minęła niemal cała doba od wczoraj.
Już dawno minęła pierwsza godzina dzisiejszego dnia, druga, trzecia i kolejna. Kto by je spamiętał? Biegną tak szybko, uciekają, przepływają przez palce.
Liczyłaś?
Ile masek przyszło dziś Ci włożyć na twarz? Jedną, dwie, trzy? Ile razy zrobiłaś coś wbrew sobie? Ile razy się nadużyłaś? Ile razy pozwoliłaś przekroczyć swoje granice? Ile razy udawałaś? Ile razy czułaś w duszy drżenie, upośledzony rezonans, czerwony krzyczący alarm NIE! Nie chcę tak!
Tak, mogło dzwonić niezauważalnie. Przelotnym spojrzeniem w głąb siebie mogłaś nic nie zauważyć, przecież tyle się dziś działo. Ale alarm mógł też być bardzo wyraźny, bić po oczach jak nocny neon taniego amerykańskiego motelu przy drodze. Krzyczeć bólem w piersi, bólem głowy, zaciskaniem szczęk, częstymi wizytami w toalecie, poczuciem bezsilności.
"Ratunek"
Mogłaś czuć gulę w gardle, dławiącą, duszącą, oślizgłą i gorzką. Taką, że już nic więcej nie dało się powiedzieć, a obojętność na zewnątrz była jedyną deską ratunku. Mogłaś przygryźć język, a uśmiech ust (nie oczu) wyrażał aprobatę i zgodę, i niestety przekroczenie siebie. Może zamilkłaś, zatrzasnęłaś się w sobie, zamknęłaś się po cichutku w łazience i płakałaś. Ratowałaś siebie na różne znane Tobie i Twojemu ciału sposoby. Po prostu. Ratowałaś siebie.
To ile?
Ile masek dziś włożyłaś na twarz, aby przetrwać ten dzień? Aby prześliznąć się przez dzisiejszy dzień niczym niezauważalny ninja na dachu świadomości w czarną noc.
I czy znalazłaś sobie wytłumaczenie? Bo ja niestety TAK. Przyznaję się.
Włożyłam dziś co najmniej cztery maski. Bolały, nie pasowały, uwierały i raniły. I znalazłam kilka złudnych „usprawiedliwień” dla siebie.