Troska o siebie
04/04/2024Lęki i strachy
20/04/2024Jestem pełna
Przeciwności, ale też podobieństw. Raz chcę to, a raz tego nie chcę. Czasami pragnę czegoś cały czas, nieustannie, mocno i bardzo. Marzę o tym, aby nigdy nie zniknęło i się nie skończyło. Żeby trwało na wieki wieków, a ja cała w tym i równolegle w czasie wciąż razem z tym. Czasami jest mi wszystko jedno. Staje się to dla mnie zupełnie obojętne, choć kilka dni temu życie bym za to oddała.
Zmianą jestem.
Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, aby się uzupełniać i dopełniać. Mówią też, że podobieństwa ciągną do siebie, aby potęgować, akcentować i mnożyć to, co już jest.
I tu trochę się zgodzę, a trochę się nie zgodzę.
Czasami faktycznie jest tak, że ocean bywa bardzo spokojny, wręcz nieruchomy. Cisza, zwana przez żeglarzy flautą, ciągnie się całymi hektarami po gładkiej tafli wody, od linii horyzontu po linię horyzontu. Czy to trwa wiecznie? Nigdy. Przychodzi dzień, gdy zrywa się niespokojny i szalony wiatr. Czasami jest wręcz niszczący, ale równocześnie daje wytchnienie, bo zadziało się coś innego. Białe żagle nadymają się i dzięki tej zmianie ciągną żaglowiec do portu.
Jestem i taka i siaka.
Czasem bardzo długo (lub krótko) właśnie taka, a potem jeszcze dłużej (lub przez moment) zupełnie siaka. Bardziej trafnym słowem byłoby BYWAM. To określenie niczego nie zamyka, nie kończy, nie stawia pod ścianą. Daje możliwości, jest otwarte, pozwala. A JESTEM jest kategoryczne. Kompletne. Niedopuszczające nic poza JESTEM. Miażdży każdą inną opcję, nie uznaje, blokuje, zatrzaskuje i stawia kropkę.
A więc BYWAM, pełna przeciwności i podobieństw. Ależ nie, nie frustruje mnie to dziś. Dlaczegóż by miało? Opuściłam już jakiś czas temu to miejsce w życiu, w którym wypada, trzeba i powinno się. No dobrze, została mi tam jeszcze pięta, bo przecież wciąż błądzę i czasami wracam tam, gdzie nie chcę nawet bywać.
I serio, nie mam do zarzucenia sobie zmienności nastrojów czy zdania, ani zmiany poglądów. One są zmienne i zmieniają się. Nie czepiam się swojej niepewności w wielu ważnych i nieważnych kwestiach. Nie oburzam się na swoją uległość, która z ukrycia atakuje moją niezależność. Nie gniewam się na siebie za upartość, która rodem z Planety Osłów robi ze mnie ślepą oślicę. Wszystko to, jak podchodzę do tematu zależy od okoliczności, kontekstu i tego co TERAZ we mnie. I nigdy nie jest czarne lub białe i na wieki wieków stałe.
Fakty mówią za siebie.
Im więcej świata odkrywam na zewnątrz, tym bogatsza i spokojniejsza staję się w środku. To nie jest mit, przypuszczenie czy płonna nadzieja. To fakt, stwierdzony i udowodniony moim życiem. I nie mówię tu tylko o egzotycznych podróżach, czy dalekich krajach, choć oczywiście też - niczego przecież nie wykluczam. Jednak to CODZIENNOŚĆ jest fundamentem otwartości, cierpliwości i uważności. To rutyny i do znudzenia powtarzalne czynności są uniwersytetem, który naucza, daje możliwości i odkrywa ścieżki ku oświeceniu.
Ta codzienność manifestuje się w każdym miejscu na Ziemi, w każdych okolicznościach, w każdą pogodę i niepogodę. Wystarczy, że coś trwa jakiś czas, powtarza się, powraca z bardziej lub mniej przewidywalną częstotliwością. I trach! Staje się tu i ówdzie codziennością. Ot tak, po prostu.
Tworzenie autorskiej muzyki.
Identycznie jest z moim światem wewnętrznym - to tak, jakbym przekroczyła próg szkoły muzycznej I stopnia i rozpoczynała swą edukację i kształcenie. Nie za bardzo znam się na instrumentach, kiedyś trochę grałam na gitarze. Jednak ten pierwszy stopień wtajemniczenia, ta subtelność nauki pomiędzy tym co fizyczne i duchowe, aby móc TO połączyć w moją muzykę, staje się celem samym w sobie, bez ustanawiania celu. Cel bez celu.
Drogę do tego celu, który z założenia jest nie do osiągnięcia, rysuję na karcie życia najpierw ołówkiem. Potem dochodzi do tego jakaś kolorowa kredka. Następnie dołącza kolejny kolor. I w końcu wyłania się pierwsza koślawa nuta. Ileż to jeszcze pracy przede mną, aby zapełnić całą pięciolinię nutami? I kolejną stronę i zeszyt cały? I przecież ma powstać z tych zapisków muzyka, mój utwór.
Pod koniec lekcji Nauczyciel mówi mi „Proszę Pani, nuty pisze się na czarno, a nie na kolorowo”. Cóż począć? Otwieram nowy zeszyt i zaczynam od początku. Ale czy na pewno od początku?
Bywam.
I w tym i tamtym zarówno obfita jak i uboga w przeciwności i podobieństwa. Biorę całymi garściami lekkość i równowagę, które objawiają się, gdy jestem połączona. Spójne moje "w środku" z moim "na zewnątrz". Zjednoczone moje ciało z moim duchem. Zespolone moje czucie z moją myślą.
Mam pełną zgodę na to, że nie jest to stan permanentny a przejściowy, często na jedno uderzenie serca lub trzy oddechy.